Gadułek |
Mogę napisać jedynie, że Gadułka zaczęłam widywać około lipca/ sierpnia 2012, czyli 3 lata temu. Był nieufny i nie podchodził do nas, za to chętnie wypijał wodę i zjadał jedzenie, które po jakimś czasie zaczęliśmy mu wystawiać na klatce schodowej. Była to dziwna sytuacja, bo kot zasadniczo bez żadnych przesłanek zaadaptował naszą zewnętrzną część domu, jak swoją. Ponadto prezentował się wyjątkowo dostojnie, jak na dzikożyjącego kota: ładnie umaszczony, zdrowa sierść, duży i muskularny oraz niesamowicie sprawny. Zaczęliśmy rozpytywać po okolicy, czy ktoś nie zgubił kota, wywiesiliśmy ogłoszenia, umieściliśmy informacje na forum naszej okolicy. Ale odpowiedzią była jedynie cisza.
Z czasem, mimo iż nasz sublokator nie do końca dawał się dotykać, sam zaczął szukać naszego towarzystwa i spędzać z nami letnie wieczory na ogródku. Codziennie wieczorem meldował się także na karmienie. W końcu kota można było pogłaskać i zajrzeć mu pod ogon. Ustaliliśmy, że to ONA. :)
Nadeszła jesień, a kot beztrosko patrolował osiedle, chodził na polowania na pobliskie pole, wieczorem najadał się do syta pod naszym dachem, a do tego chodził z nami na spacery i bawił się w ogrodzie. Niestety noce stawały się coraz chłodniejsze i zaczęliśmy martwić się, że nie ma gdzie schronić się przed chłodem i ulewami. Mimo, iż klatka schodowa jest zadaszona, to jednocześnie otwarta na tzw. przestrzał i hula przez nią wiatr, a czasem zacinający deszcz moczy schody. Boczną część półpiętra obłożyliśmy więc drewnem, a następnie zakupiliśmy ocieplaną budę. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Kot zaakceptował nowe lokum w trybie ekspresowym, a jednocześnie zachował swoją autonomię.W międzyczasie pojawiła się u nas w domu Pani Weterynarz na szczepienia i oględziny kotów domowych. Przy tej okazji zweryfikowała stan zdrowia Gadułka, który okazał się być a samcem, a nie kotką jak przypuszczaliśmy, tyle że po prostu był wykastrowany…
Gadułkowa buda |
Dlaczego na imię dostał Gadułek? Bo dużo gadał i do tej pory często pogaduje do nas w swoim języku. Jednak z perspektywy czasu myślę, że imię Bandyta byłoby może odpowiedniejsze. Bandyta bowiem rządzi osiedlem, przechadza się ulicą, skacze po wszystkich płotach między ogródkami sąsiadów. Popada także w konflikty z innymi wiejskimi kotami (niestety zdarza się, że przychodzi pogryziony), ma nikły respekt przed psami i czasami, to one boją się jego, do tego przynosi pod dom zdobycze z pola ;/ Jest też oczywiście niesłychanie mądry, rozpoznaje nasze samochody, (to pod nimi i na nich się kładzie). Codziennie rano czeka na wycieraczce pod drzwiami, aż mój Mąż da mu śniadanie, następnie ok. 17:00 zjawia się na skrzynce z gazem przy naszym garażu i wita mnie, jak parkuje samochód po pracy. Ostatnią wizytę zalicza ok godz. 22:00, czyli w porze kolacji. Ponadto tuli się, bawi, daje sobie pomóc, jak trzeba go zbadać, odkazić rany bojowe, czy odrobaczyć. Znają go wszyscy na osiedlu :) Lubi dzieci, a one lubią jego, często odwiedza także sąsiadów.
Jedynym minusem tej jego wolności, jest fakt, że gdy zdarzy się mu nie przyjść o jego stałej porze i pominąć np. kilka posiłków, to bardzo się martwimy. Raz nawet już go opłakiwaliśmy, gdy pewnego dnia na drodze oddalonej o niespełna kilometr od naszego domu znaleźliśmy potrąconego i martwego kota, który umaszczony był jak nasz Gadułek, (byliśmy na tyle zdeterminowani, aby dość dokładnie obejrzeć zwłoki). Wróciliśmy do domu. Przy budzie stała od wczoraj nietknięta miska chrupek, na której widok rozpłakałam się jak bóbr. Ustaliliśmy z A, że żadnych więcej zwierząt! Posprzątaliśmy na klatce i zaplanowaliśmy zawieźć budę do schroniska. Wieczorem, umówieni byliśmy z sąsiadami na grilla, na którym siedziałam bez humoru, gdy w pewnym momencie, jeden z sąsiadów rzekł coś w stylu, że: „Coś słabo martwy jest ten wasz kot, bo właśnie przechodzi przez płot na wasz ogródek”. Radość była niesłychana i cały wieczór piliśmy „za zdrowie Gadułka”.
Na koniec tej opowieści pozostaje bez odpowiedzi jedno pytanie: Skąd dorosły, wykastrowany, nieoznakowany oraz zadbany kot wziął się na naszej wsi, na naszym osiedlu, pod naszym domem? Pytanie to jest teraz już zupełnie nieważne, bo cieszymy się, że tak wyszło.