Ci co mają koty, wiedzą że upodobania tych zwierząt bywają dziwne a co najmniej różne. Największy kłopot pojawia się wtedy, kiedy w domu mamy kilka kotów, których gusty i potrzeby jedzeniowe dość mocno od siebie odbiegają. I tak kot z chorymi nerkami np. nasza Lenka i Niusia, powinien dostawać tzw. „renal”, kot z chorym pęcherzem moczowym karmę „urinary”, ten z wrażliwym żołądkiem „sensitive” lub specjalną karmę dla gastryków, a ten z cukrzycą jeszcze coś innego. Mniej skomplikowane bywają podziały na koty dorosłe i młode, czy wykastrowane/ wysterylizowane lub nie, albo po prostu z nadwagą lub wychudzone. Do tego każdy kot ma swój indywidualny smak. Jak to pogodzić? Wszystko jest względnie łatwe do opanowania, gdy posiadamy środki finansowe, alby każdemu z naszych podopiecznych zapewnić właściwe żywienie. Wtedy mając nawet kilka kotów posiadających różne schorzenia, można po prostu kupować odpowiednie karmy weterynaryjne i podawać je w zalecanych dla nich dawkach. Do tego trzeba mieć także przestrzeń, gdyż niektóre zwierzęta zjadają szybciej i nie pozwalają najeść się tym co jedzą wolniej… (nasz Gintuś musi jeść sam).
Inaczej sprawa ma się, kiedy ktoś kocha swoje zwierzę lub zwierzęta, a po prostu nie stać go na to, aby do końca życia żywić je specjalistyczną karmą weterynaryjną i/ lub ma się ich tyle, że jest to ciężkie do zorganizowania i sfinansowania . Wtedy trzeba znaleźć złoty środek. My stawiamy na różnorodność, tzn. nasze zwierzęta dostają zarówno karmy specjalistyczne, drogie karmy dla kotów z dużą zawartością mięsa i witamin, ale także tzw. jedzenie domowe: surowe mięso, warzywa, ryby, zupy etc.
Najdziwniejszy gust jedzeniowy ma nasza Szisza, która uwielbia podkradać obierki z kapusty, kalafiora liście sałaty czy szpinaku oraz UWAGA, UWAGA: lubi miąższ z grejpfruta !?!? :) Koty często zjadają/ a właściwie wylizują talerze po obiedzie, czasem podpijają mleko ze szklanki, choć ogólnie oczywiście go nie dostają (gdyż jak wiadomo laktoza im szkodzi).
W domu nie mamy za to praktycznie żadnych roślin, jedyna doniczka w całym mieszkaniu zawieszona jest na haku pod sufitem w kuchni. Wszelkie inne rośliny zarówno te w bukietach jak i w doniczkach kończyły marnie z obżartymi liśćmi, z obwieszonymi główkami, służącymi jako doskonały koci worek treningowy. Koty nie oszczędzały ani różyczek w wazonie, ani fiołków na parapecie, ani pelargonii na balkonie. Ale oprócz tego, że po całym mieszkaniu fruwały kawałki liści i płatków, które ciągle trzeba by było sprzątać, to zrezygnowaliśmy z roślin przede wszystkim z obawy o zdrowie naszych kocich podopiecznych, gdyż wiele roślin domowych jest po prostu toksyczna dla zwierząt. Są to np.: tzw. gwiazda betlejemska, fiołek alpejski, bluszcz pospolity, lilie, konwalie, fikusy, oleandry. Część roślin zaprezentowana jest w galerii zdjęciowej pod linkiem:
http://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/trujace-rosliny-doniczkowe-fiolek-alpejski-bluszcz-difenbachia/sxd04
http://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/trujace-rosliny-doniczkowe-fiolek-alpejski-bluszcz-difenbachia/sxd04
Wydaje mi się, że żywienie kotów wymaga zdobycia pewnej wiedzy w tym zakresie, alby nie przekarmiać, nie podawać produktów ciężkostrawnych oraz szkodliwych, dlatego wszystkim potencjalnym właścicielom zwierząt (niezależnie od gatunku) radziłabym zawsze przed nabyciem nowego domownika do zapoznania się z jego potrzebami, poprzez lekturę odpowiednich książek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz